„Gawędy Świętokrzyskie”. Cudzy pozytek

Autor Lech Łysak

Jak chodziłem do skoły to matka urozmaicała mi dziń powsedni nauki zamianom posanio krów i gesi, a casami posaniem łowiec. Cesto i gesto matka nakazowała na wyganianie gadziny w inne miejsce nizeli się samemu umyślało. Nieros koledzy pognali krowy pod Skorzesce, a matka kozała wyganiać pod Poropki, cy Krojno. Tam samemu się pasło i nie beło skim grać w piełke, abo pogoniać się i kapke pocekolić się z zdżiełuchami.
Jednego razu matka sama uwiozała krowiny na łoce pod Skorzescami
i kozała mi przynieś powrozy z polami do chałupy. Ale jo chciołem być modrzejsy i nie zabrołem ze sobom tych powrozów.
– Poco mi dźwigać te pole i powrozy? – pomyślałem – przecie jutro trza będzie wygnać krowy i powiązać je, a potym iść do kościoła do Skorzeszyc.
Na drugi dziń matka ino zaceno świtać łobudzueła mnie i wygnała z chałupy po te pole, a potym miołem uwiązać krowy na ugorze pod Poropkami. Z jedny łoki do drugi jest prawie śtery kilometry. Smutno mi beło z tego powodu i rot nierot musiałem usłuchać matki i posedem po te powrozy.
Majowy poranek beł ładny: przymrozek chycieł i słońce jaskrawo wschodziło, a mgła letko przypruseła. Ptosski ładnie ćwierkały i znosieły co mogły do swoich gniozdek. Jo markotny, ale radosny jak wschdzoce słońce sedem przez łoke. Za rzekom spostrzegem jakosik babe w zopasce i osik se septała. Naros zdjena z pleców te zopaske i niom głoskała zomrós na trowie.
Jo podsedem blizy nij tak żeby mnie nie spostrzegła i schowałem się za łolsynami.
– Zbierom cudzy pożytek ale nie wszystek – tak baba mrucała i zopaskom zbierała rose – zbierom cudzy pożytek, ale nie wszystek … (cały cos tupała bosemi nogami po trowie).
– A jo reśte, a jo reśte! – zaconem mrucyć se pod nosem i powrozami pogłoskołem trowe – a jo reśte.
Pretko umykołem pu chałupie i wlugem powrozy za sobom. W domu nie łopowiadołem nic nikomu co widziałem na łoce i co som zrobiełem.
Po uwiązaniu krów na łoce pod Poropkami przysedem do domu i umełem się, a potym posedem do kościoła we Skorzescach.
Na msy Ksioc probosc wrzescoł na ludzi ale łoco? To jo niewiem, bo zrobiło mi się jakosik tak słabo i ciemno w łocach (łomało co ze nie upodem na posocke kościoła). Obrazy pozminiały mi się i jakiesik cudoki lotały koło mnie i godały: „Ciak-ciarak-ciak” – Nie po nasemu to godanie beło to jo ich nic nie zrozumiłem. Pamietom ino ze ksioc powiedział:
– Ićta do domu ofiary skuńcone – wrzosnoł, pocym dodał – Wyszczegojta się złego i statych carownic.
Do domu sedem pomału, bo wiedziołem ze jak zapretko przyjde z kościoła to matka koze mi paś gesi, abo co insego robić. Po dotarciu do chałupy naroście zjodem śniadanie, i posedem po krowy, co uwiązane beły pod Poropkami. Jak przygnałem te krowiny i uwiozołem je w łoborze.
Po wyjściu z łobory spostrzegem, ze powrozy jakosik nabrzmiały i zgrubniały
– przytym zacerwinieły się.
– Łoloboga co to jes? – Z przestrachu wrzosnołem – co to się narobieło, ze te powrozy tak się zmineły? (pociognołem za powróz, a tu mleko siknęło z niego).
Popedziełem cympredzy do chałupy po wiaderko i podstawiełem je pod powrozy i zaconem doić. Sprawnie sło mi to dojenie, bo za zdrowaśke miołem jus pełne wiadro mleka i jescek kapało – to jo wzionm puste wiadra i gorcki i dalij dojełem.
Nadojełem śtery pełne wiadra takie łot studni itszy gorcki tłustego mleka. Matka dziwowała się skot to się wzieno tyla mleka. Na zajutrz zebrała matka pełne wiadro śmietony s tego mleka. Jo nigdy się nie przyznołem matce co zrobiełem, bo jakbym się przyznoł to dostołbym niezłe wciery.
Teros jus nima zodny carownicy na nasy wsi – wszystkie poumierały – bo wsedbym z niom w jakiesik kunsiachty i wydojełbym jako staro krowe, abo
i zdrowego, duzego byka!. Czytaj dalej →

„Pogwarki Jarka”. Wakacje

Przed nami kolejne wakacje. Dzieci zacierają ręce, bo będą miały dwa miesiące wolnego od szkoły, a rodzice będą musieli im jakoś zorganizować czas. Jak sobie z tym poradzić, podpowie Jarek „Pogwarek” Zajączkowski.

Czytaj dalej →

„Pogwarki Jarka”. Telewizor

Mieszkańcy zwłaszcza małych miejscowości zapewne pamiętają jak 20 lat temu, gdy w telewizji leciał serial „Moda na sukces”, na ulicach robiło się pusto i zamierało życie. Tak bywało również za sprawą innych audycji. Dziś telewizja odgrywa mniejszą rolę w naszym życiu – mamy do dyspozycji mnóstwo rozrywek, niemniej jednak jeszcze wiele programów gromadzi ogromną publiczność. O roli telewizora w naszej codzienności opowie Jarek „Pogwarek” Zajączkowski.

Czytaj dalej →

„Gawędy Świętokrzyskie”. Modroś chłopsko

Autor: Lech Łysak

Dzieciska ciekały wedle ścion i bawieły sie w sody nad dziedzicem. Usłysały przy gospodzie jak chłopy rozprawiały łotym jak to baba wyportkowała z ziemi i majotku pana dziedzica, zalecoł sie do nij i łobiecowoł sowito zopłate za miełość. Bechory ustawieły se kaminie jako krzesła , a ławe jako stół sedziowski. Powoływali na świadków róźnych chłopoków i dziełuchy, chtórzy bardzo bronieli i ganieli dziedzica, a nawet zalotnice. Pon dziedzic łoboceł z zo wegła jak małe dzieci go sodzo i to bardzo go zainteresowało. Nojbardzij zainteresowoł go wydany przez chłopoka wyrok.
– Synku powiedz mi dlocego ty mnie tak sodzis? zapytoł dziedzic.
– Przeprosom panie dziedzicu, ale my ino tak sie bawimy w oskarzanie pana – powiedzioł z płacem dzieciok, chtóry beł za sedziego – jus wiecy nie bedziemy tak pana sodzić.
– Nie! – powiedzioł dziedzic – bowta sie tak dalij, bo mnie bardzo sie spodobała wasa zobawa i jo tys bym kcioł w nij ucestnicyć i ksyne z wama sie pobawić. Wieta dzieci casami bardzo brakóje mi tych downych bawitków tak jak wy ksyne sie pobawić.
– No to jak pon kces to my cie łosodzimy – powiedzioł insy chłopok – jo jezdem policyjantem i mom ciebie przyprowadzić do sodu..
Dzieci długi cos jescek sodzieły pana dziedzica, a w kuńcu sedzia wydoł wyrok.
– Prose wszyscy wstać, bo wydaje wyrok: Pon dziedzic łobiecowoł kochanicy po jedny skibie ziemi za kozde przyjście do nij w łodwiedziny. To w takim razie łoskarzycielka niech porachuje chyle razy beł u nij pon dziedzic. Potym niech złorze te skiby i zabierze se je do swojego domu, abo na swoje pole. Wyrok jest łostatecny i prawomocny. Pani mo se wzioś ziemie w ciogu tygodnia, bo potym to jus ziemia przepadnie. – zawyrokowoł sedzia i dodoł – Teros mozeta se usiość i potym rozejść sie do domu. Sprawa zakuńcono.
Dziedzic kupieł dlo dzieci pełno torbe róźnych cukierków i ciostek za takie zasodzenie, bo jus wiedzioł jak mo sie sodzić ze swojom kochanicom.
Mineło poroe lot, a ten chłopok co bawieł sie za sedziego na podwórzu – zacon głośno wrzescyć:
– Zieleni sie zieleni, zieleni sie zieleni – i tak porenoście razy wołoł.
Przejezdzoł ponownie pon dziedzic i z zainteresowaniem zacon pytać chłopoka co to znacy ze sie zieleni?.
Chłopok ze śmiechem mu łodpowiedzioł: – To sie zieleni gesie gówno na ziemi..
Dziedzica łobrazieła i bardzo zdenerwowała tako łodpowiedź i zacon dopytować ło rodzine wyrostka.
– Mos ty Łojca?- zapytoł dziedzic i dodoł – i co un robi?
– Mom panie łojca – z dumom łodpowiedzioł chłopok – a mój łociec grodzi zjedzony chleb.
– Jakto grodzi zjedzony chleb?
– No bo wszyscy nasi somsiedzi jezdzali przez nase pole i dlotego teros łojciec grodzi płot zeby nikt tamtedy nie jezdzoł.
– A synku mos ty mateke, a jak jo mos to co teros robi?.
– Tys mom matke, a teros una piece zjedzony chleb.
– Bardzo dziwne nojpierw zjedliśta chleb, a teros matka go piece?
– No tak panie, bo w przednówku my pozycali na wsi chleb łod ludzi, a teros po zniwach trza łoddać ludziom ten chleb..
– Synu powiedz mi jescek cy mos jakiegoś brata?
– A pewnie, ze mom ino un teroz posed w krzoki tam za rzeke i poluje. To co upoluje to nie przyniesie do domu, a cego nie upolóje to przywlece do domu.
– Nic z tego drogi synu nie rozumiem i dlotego bardzo cie prose zebyś mie to wszystko wytłomaceł.
– Panie cus w tym dziwnego, ze mój brat poluje na wsy i pchły – co upoluje to jus nie przyniesie, a co nieupolóje to przywlece do domu i bedzie go to dalij kosało za kołmierzem..
– W talim razie powiedz mi drogi chłoposku cy mos jescek jakom siostre?.
– Starso mom siostre, chtóro płace za takrocni śmiech.
– Dziwnemi zagadkami godos do mnie synku i wytłumacz mi ten płac ze śmiechu?
– Aleśty panie jesteś pierdoła i tak prostych rzecy nie rozumies. Siostra w zesłym roku sie gzieła po zobawach z róźnemi chłopami to rzała ze śmiechu, a teros płace i kołyse małe dzieciotko. Przytym mu tak śpiewo: AAAAA a tatusiów beło dwa, a jo jestem ino jedna..
Dziedzic podziekowoł chłopokowi za wytłomacenie wszystkich nieznanych mu rzecy i doł dziecku pore grosy na kupienie dlo siebie cukierków i jakich ciostek. Przecies to jest bardzo dobry pon i biednego zawdy wspumoze..
Mijały lata bardzo spokojnie we wsi a chłopok jus dorusł i sie łozenieł. Beł sceśliwym menzem i łojcem do momentu wkiedy sie spostrzeg, ze jego baba zacyno go zdrodzać z dziedzicem, bo tam robieła za słuzoco. Wtedy to chłop zacon na podwurzu dziedzica głośno narzekać, ze tak jest źle i tak jest tys źle. Zainteresowało to narzekanie paniom dziedzicke i z ciekawościom poprosieła chłopa zeby ten ij wytłomaceł co jest źle i tak tys źle?.
– No bo pani dziedzicko tak jest źle i tak tys jest źle!!!. – powiedzioł chłop, a po dłuzsym casie zacon godać niby to do siebie, niby to do dziedzicki – Jak spiere babe i niedom ij iść spać z dziedzicem to stracimy łoboje robote, a jak pozwole ij spać z dziedzicem to po jakiego ciorta jo jezdem potrzebny i cyje bedo te dzieciska moje, cy tys dziedzicowe. To tak jest źle i tak niedobrze.
– Aleśty chłopie jest wielgi pierdoła!, cym ty sie przejmójes? – powiedziała dziedzcka – jak uny nos zdrodzajo to my ich tys mozemy pozdrodzać i choć zemnom pod pierzyne.
Pośli razem i widać im beło dobrze ze sobom, bo w domu chłopa łodrazu sie poprawieło – dzieci miały lepse ubrania i wszyscy mieli lepse jodło, a nawet łodłozeli sporo piniedzy na gorse casy. Chłop z radościom zacon na dziedzińcu wołać: Tak jest dobrze i tak tys jest bardzo dobrze!. – wołoł tak bes cały dziń es zaciekawieła pana dziedzica wielgo radość chłopa- parobka. Z cegus to ten cham moze być taki zadowolniony i tak mu jest dobrze.. Wreście zawołoł do siebie tego parobka i zapytoł go ło jego powód radośći.
– No bo widzis pon tak jest dobrze i tak tys jest dobrze! – godoł parobek – tak jest dobrze i tak tys jes jescek lepij.
– Wytłomoc mi to co godos! – dopytowoł dziedzic – mów mi natentychmiost!.
– Panie tak jest dobrze, bo ty chodziś w kawalerke do moij baby i dajes ij piniodze no to jest dobrze, a jo chodze do pani dziedzicki i una tys mi zato płaci to tak tys jest dobrze, bo momy z mojom podwujno proco i podwujnio zopłate to jest bardzo dobrze.
– Chłopie solennie ci przyrzekom ze nie bede rusoł twoi baby i nie bede płacieł dodatkowo – to jest dobrze, a ty nie bedzies ciekoł do moij baby i una ci niebedzie płacieła to tys bedzie bardzo dobrze!!!.
Przewaleły sie lata wojenne przez ziemie świetokrzysko, a nas modry chłop zmusony beł do przeprowadzki do insy wsi.
Tam beł dziedzic, chtóry musioł mieć wszystko nolepse i nojdokładnij zrobione. Dlotego po wojnie zacon budowaś nowy dwur i sukoł fachowców takich bardzo dokładnych i bardzo utrzciwych w robocie. Nojpierw stawioł stodołe i sprowdzoł fachowców.
Chturegosik dnia przechodzieł nas znajomy wedle budowy i zacon wrzescyć na robotników, ze krzywo stawiajo krokwy es ło picny włos. Jak usłysoł to pon dziedzic to łodrazu go zatrudnieł do roboty jako kierownika budowy dworu – skoro na stodole zoboceł krzywizne ło picny włos. Według mniemanio dziedzica to jest prowdziwy fachowiec i prowdziwie sie zno na robocie. Jemu zaś grupa budowlańców duza zapłacieła piniedzy za niby dorodzanie przy robocie – chocios na budowie prawie sie nieznoł.
Zawdy trza wiedzić gdzie i co nolezy godać aby wyciognoć z tego jak nojwiekso korzyść. Czytaj dalej →

„Pogwarki Jarka”. Dzień Matki

Dziś bardzo ważne święto dla nas wszystkich – Dzień Matki.
Początki święta sięgają czasów starożytnych Greków i Rzymian. Kultem otaczano wtedy matki-boginie, symbole płodności i urodzaju. W późniejszych czasach cesarstwo rzymskie przyjęło chrześcijaństwo i tym samym zabroniono wyznawania innych bogów.
Zwyczaj ten powrócił w siedemnastowiecznej Anglii pod nazwą niedziela u matki. Początkowo co roku w czwartą niedzielę postu odprawiano modły w najbliższej katedrze. W zwykłe niedziele odbywały się one w pobliskich kościołach. Dzień, w którym obchodzono to święto, był wolny od pracy. Do tradycji należało składanie matce podarunków, głównie kwiatów i słodyczy, w zamian za otrzymane błogosławieństwo. Zwyczaj przetrwał do XIX wieku. Ponownie zaczęto go obchodzić po zakończeniu II wojny światowej.
Inaczej historia tego święta przedstawia się w Stanach Zjednoczonych. W 1858 roku amerykańska nauczycielka Ann Maria Reeves Jarvis ogłosiła Dni Matczynej Pracy, zaś od 1872 roku Dzień Matek dla Pokoju promowała Julia Ward Howe. Annie Marie Jarvis, córce Ann Jarvis, w 1905 roku udało się ustanowić Dzień Matki. Z czasem zwyczaj ten rozpowszechnił się na niemal wszystkie stany, zaś w 1914 roku Kongres Stanów Zjednoczonych uznał przypadający na drugą niedzielę maja Dzień Matki za święto narodowe.
W Polsce przedwojennej obchodzono Dzień Matki (wydaje się, że nie było ustalonej corocznej daty, np. niedziela 13 maja 1934 roku, niedziela 7 maja 1939 roku, przy czym ich organizacją zajmował się PCK.
Dzień Matki (Muttertag) był obchodzony jako ważne święto w Generalnym Gubernatorstwie podczas okupacji niemieckiej (dzień ten był świętem w całej III Rzeszy).
Obecnie w Polsce święto to przypada na 26 maja. W tym dniu matki są zwykle obdarowywane laurkami, kwiatami oraz różnego rodzaju prezentami przez własne dzieci, rzadziej inne osoby. Święto to ma na celu okazanie matkom szacunku, miłości i podziękowania za trud włożony w wychowanie.
Wszystkim mamom życzymy tego, co najlepsze! Do życzeń dołącza się Jarek „Pogwarek” Zajączkowski.

Czytaj dalej →

„Pogwarki Jarka”. Dzień Kadeta

Kadeci, chociaż plasują się nisko w hierarchii wojskowej, również mają swoje święto. Przypada ono na 21 maja i jest rocznicą rozpoczęcia walk na górze św. Anny w czasie III powstania śląskiego.
Więcej o Dniu Kadeta opowie Jarek „Pogwarek” Zajączkowski.

Czytaj dalej →

„Pogwarki Jarka”. Dzień praw zwierząt

Dziś obchodzimy Ogólnopolski dzień praw zwierząt. To dzień, który podkreśla znaczenie uchwalonej przez Sejm RP w 1997 r. Ustawy o ochronie zwierząt. O historii ustanowienia tego dnia opowie Jarek „Pogwarek” Zajączkowski.

Czytaj dalej →

„Pogwarki Jarka”. O pracownikach Gospodarki Komunalnej

10 maja obchodziliśmy Dzień Pracownika Gospodarki Komunalnej.
Dzień Pracownika Gospodarki Komunalnej to święto pracowników komunalnych, których obowiązki obejmują zaspokajanie zbiorowych potrzeb ludności poprzez świadczenie usług powszechnie dostępnych w sferze gospodarki komunalnej. Czytaj dalej →

„Gawędy Świętokrzyskie”. Bycek

Autor: Lech Łysak

To beło downo, tak z dziewińćdziesiont pińć lot, jak do dziadka Jedrzka przyset jego kolega Jasiosek Ruboków. Jasiosek beł bardzo mocny i nikoguj sie nieboł, a na graniach to niebeło zodnego chłopa, chtóren by stanoł do bitki z nim. Kolegowali sie z nim wszystkie chłopoki ze wsi, ale un nie ze wszystkiemi kcioł sie kolegować. Mioł ino poru kumpli za chtórych cesto bieł innych łajdoków.
– Uwozojta chłopoki bo wypuscom do łogródka nasego bycka, a un bardzo bodzie – godała Jewa – ino mnie nic un nie mówi, a wos moze pobuść.
– Puscojcie mama – powiedzioł Jedrek – bedziemy uwozać na niego.
Ledwo puścieła Jewa powróz z byckiem, a ten zacon lecić do chłopoków i nadstawieł sie rogami. Jasiosek spostrzeg byka i skoceł na równe nogi, a potym chycieł bycka za rogi. Nojpierw zacon sie cofać przed bykiem, a potym zmacoł nogami jakisik dołek i zacon skrocać bykowi łeb. Bycek zacon sie rzucać i kurcyć, bo to zacena sie prowdziwo walka. Nigdy do ty pory niebeło zodnego stworzenio, chtóre łoparło by mu sie. Naros Jasiosek ustawieł sie w dogodnym miejscu i nogle skrecieł za rogi łeb byka, a ten z głośnym rykiem łobaleł sie na ziemie. Głośno steknoł i pumału zebroł sie z ziemi i posed za łogród.
– Jus nigdy wiecy nie bedzie kcioł buść – powiedzioł Jasiosek – nikt nie bedzie musiioł boć sie tego bycka.
Byckowi naprowde jus nigdy nie chciało sie buść i beł taki spokojny jak małe cielotko. Czytaj dalej →

„Pogwarki Jarka”. Pierwsza Komunia

Maj to miesiąc komunijny. Na przestrzeni lat zmieniła się moda komunijna, a także oczekiwania dzieci co do prezentów. A oto świeży przykład z Poznania: pod jeden z kościołów, w którym miała się odbyć uroczystość komunijna, podjechała limuzyna, z której wysiadł jeden z rodziców i rozłożył dla dziecka czerwony dywan. Pomińmy to milczeniem i zapraszamy do posłuchania, co o Pierwszej Komunii wczoraj i dziś powie Jarek „Pogwarek” Zajączkowski.

Czytaj dalej →