„Gawędy Świętokrzyskie”. Kocica

Autor: Lech Łysak


 

Beło goroco z samego rana, a dusno sie zrobieło, ze trudno wytszymać. Wceśnym rankiem posedem do sklepu zeby kupić bułke chleba i cokolwiek do zarcio, bo w lodowce nic nie beło. Jak pszysedem ze sklepu to kocica zacena sie łocierać ło moje nogafki i załośnie becyć.
– Cegus becys ty skarpeto? – zapytołem kocice, bo tak my jo nazywali – pszecies dołem ci zreć w tfoim gorcku, a ty ino becys i becys.
poesedem do chałupy i zaconem sykować śniodanie i gotować herbate, a na podwurze nie wychodziełem, bo i po co miołem wychodzić?.
Naros sposzczegem sie, ze leje desc to wysedem na podwurze zeby schować gorcek z zarciem skarpety i ftedy zdebiołem na widok łokropnie wielgi kupy zagryzionych scuruf. To Skarpeta zacena pretko je znosić pot pruk nasy chałupy. Zaconem rachować te scury i bardzo sie zdziwiełem, ze w pół godziny zagryzła eze dwadzieścia siedem scurów i to takich dorodnych.
– Kicia! Jo nie jodom takich specyjołów – powiedziałem – i nie musis mi ich przynosić do domu.
Kocica ino pomrucała i ze smutkiem patszała na mnie, a jo wzionę wiadro i pozbierałem te sury. Potym chyciełem za łopate i wyniusem je za stodołe żeby zakopać te sury.
Minęło pore dni i siedziałem se na podwurzu, a kocica znowus pszyniesła mi porenoście dużych dorodnych mys.
– Skarpeta weś te mysy i zanieś swoim dzieciom, a nie daj mi takich specyjołów – powiedziałem do kocicy – a ty mnie to znosis. Dloceguj tak postepujes? – potym dodałem – mogłabyś mi pokozać sfoje dzieci i nie buj się ze ci je zabiere.
Kocica zacena ino cichutko mrużyć i pocierać się ło moje nogi, a jo piersy ros mugem spokojnie jo pogłoskać pobawić się z niom (do ty pory zawdy mi uciekała i nigdy się nie dała pogłoskać). Na drugi dziń jak pszysedem z roboty to kocica zacena becyć i łocierać się ło nogi. Dołem ij zreć i mleka napić się. Kocica nic nie chciała zreć i z Bekiem sła pszedemnom i doprowadziła mnie do stary sopy. Zabecała cichutko i wpadła do dziury, a po poru sekundach wyprowadziła cforo kociot. Kazde kocie potprowadzieła do mnie żebym je pogłoskoł. Murcała pszytym i lizała kozde kocie. Tak jakby chciała im powiedzić, ze nic nie grozi im z moi strony. Potym sama potprowadzieła te kotki do miski, a sama nic nie chciała zreć. Kocieta nie umiały zreć z miski i boły się takiego sposobu zarcio. Kocica zacena zreć i tym to sposobem pokozała maluchom jak nolezy zreć.
Pszes pore dni kocica pszyprowodzała do domu kocieta i uceła ich łobycio w chałupie. Jak jedno kociątko zapaskudziło w izbie to kocica zacena warzyć na niego, a potym toto wyniosła na dwur. Potym wyprowadziła do sfoi dziury żeby tam se polezały te kociotka.
Tak mijał dziń za dniem bes cały miesiąc, es kocica ze scurem w zebach pszelatowała bes sios i nie obejrzała się na samochody i wpadła pot tako wielgo ciezarufke, chtóro jechała tak bardzo pretko w strone Kielc i rozmaścieła kocice na drodze razem ze scurem. Nawet nie beło co zbierać z drogi, bo została ino tako duzo plama farby i ksyne kości i skury.
Okrutnie załośnie becały te małe kocieta za sfojom matkom i sukały śladu, abo jakiegosik zapachu po matce. Jednak pszyboceły se ło mnie, bo zacny tulić się do mnie jak ino mnie łoboceły. Teros kocieta same się muso ucyć jak tsza łapać mysy, bo jo ich nie nauce, ale zawdy im dom zreć.
Minęło pore miesiedzy łot śmierci skarpety a małe kocioki zacny same łowić mysy, ale scurów nie prubujo łowić dlatego, że te dały im po mordach pazurami i zebami. Wierze, ze bedo z nich dobre łowcy.