Autor: Ewa Domańska
Pozostawanie dorosłych kobiet przy matce, to częste zjawisko. Opóźniony proces usamodzielniania się może mieć podłoże zarówno materialne, tj. ekonomiczne, bytowe, socjalne, czyli model zakładający życie w luźnych związkach lub w samotności, czy też z braku zdolności psychicznych. Właśnie ten czynnik będzie stanowił przedmiot zainteresowań niniejszego artykułu. Jak sugeruje sformułowanie tematu widoczna jest zależność po między matką i córką. Narcystyczna matka posiada negatywne konotacje. Dlaczego więc córka decyduje się na uwikłanie w tej relacji? Co powoduje, że nie ma siły odejść? To problem złożony. Owa bezsilność może być uwarunkowana mocno zakorzenionymi przekonaniami o bezradności, brakiem wiary w lepszą perspektywę, czy też próbą dźwigania bagażu, z którym nie potrafi sobie poradzić. W przypadku istniejącego problemu należy przeanalizować narcystyczną postawę matki, jak i zależną osobowość córki. Ponadto warto zwrócić uwagę czy powyższe postawy wystarczająco definiują problem i czy można na pewno je potraktować jako dokładną diagnozę. Jeśli nie, to dlaczego?
Kolejnym ważnym krokiem jest próba opracowania strategii, która pomorze córce zauważyć i rozwiązać problem, co w konsekwencji zaowocuje odzyskaniem wiary w siebie. Osobowości zależne uważają się za nieudolne, boją się podejmowania decyzji, czy nawet czynienia małych samodzielnych kroków ponieważ czują się bezradne. Kobiety pozostające pod kloszem matek przeważnie wstydzą się zwrócić się do terapeuty o pomoc.
„Zachodzi u nas mechanizm wyparcia, czyli zepchnięcia z obszaru świadomości do obszaru nieświadomości wszystkich treści, które są uciążliwe, nieprzyjemne.
Na żadnym etapie rozwoju, począwszy od dziecka, nie kształtuje się w nas umiejętności mówienia o sobie. Dziecko ma słuchać. Dziecko nie może artykułować swoich potrzeb. Ma wykonywać polecenia.
Żyjemy w kulcie estetyki kobiecej – płeć piękna jest delikatna, szlachetna, wrażliwa.
Od wieków wpajano dzieciom, że matkę należy szanować. Poza tym mama (bo mówiąc o niej, raczej używamy tego słowa) kocha nas miłością bezgraniczną. Matczyna miłość jest pełna poświęcenia, może góry przenosić!
W Europie od tysięcy lat, czy nam się podoba, czy nie, żyjemy w kulturze chrześcijańskiej, a w niej, jak wiadomo, obowiązuje kult Matki Boskiej. Jej figura jest tak silna, że doszło do zbiorowej nadinterpretacji: każda matka równa się Boska. A boskość to jest sacrum, którego szargać nie wolno”.
Jak dodaje Suzan Forward w książce „Toksyczne matki”: „Większość społeczeństw gloryfikuje matki, tak jakby zwykły biologiczny akt wydania dziecka na świat automatycznie pociągał za sobą najwznioślejsze uczucia. A to po prostu nieprawda. Nie istnieje magiczny pstryczek, którego naciśnięcie włączałoby osławiony „instynkt macierzyński” niczym żarówkę i dawało pewność, że każda kobieta, nawet zaburzona emocjonalnie, natychmiast nawiąże więź ze swoim dzieckiem, będzie umiała rozpoznać i zaspokoić jego potrzeby i otoczy je życiodajną, czułą opieką. … fantazją jest odruchowe stawianie znaku równości między macierzyństwem a zdrową miłością do dziecka.”
Ponadto W konsekwencji córki ubolewają nad brakiem wsparcia w najbliższym otoczeniu. Nikt im nie wierzy. Często słyszą od rodziny „Jak możesz mówić tak o swojej matce”, „Twoja matka nie zasługuje na takie oskarżenia”. Znajomi z zewnątrz zachwycają się matką mówiąc: „Co Ty chcesz od swojej matki? Przecież to fantastyczna kobieta. Chciałabym mieć taką matkę.” Od partnera również nie uzyskują oczekiwanego wsparcia słyszą: „Nie pozwól sobie wejść na głowę”, „Daj sobie z nią spokój”, „Ona taka jest i będzie”. Szukając ukojenia u księdza faszerowane są mądrościami pt.: „Czcij Ojca swego i Matkę swoją”, „Powinna Pani wybaczyć swojej Mamie”.
Wspomnieć należy również o niedokształconych terapeutach, którzy potrafią dobić następującymi stwierdzeniami:
„To wszystko przeszłość – nie może pani ciągle patrzeć wstecz.
Przejdźmy do tego, co dzieje się tu i teraz.
Czy nie jest pani zbyt surowa dla matki? Ona też ma swoje problemy.
Chyba nie chce pani przez resztę życia użalać się nad sobą.
Musi pani wybaczyć, zapomnieć i pójść własną drogą.”
Trudno sobie wyobrazić większą ignorancję. Powyżej opisane sytuacje pogrążają, potęgują lęk, poczucie winy, obniżają samoocenę, co doprowadza do rezygnacji z życia. Najczęściej stosowanym rozwiązaniem przez kobiety jest stawianie się w pozycji ofiary. Choć nie ulega wątpliwości, że są pokrzywdzone, to problem sam nie zniknie.
Toksyczna matka
Toksyczne relacje niszczą więzi. Destrukcyjnie wpływają na rozwój dziecka. Powodują liczne zaburzenia osobowości. Są jedyną ucieczką rodziców, w tym przypadku matek od problemu. Matki widzą swoje odbicie w córkach, dlatego przenoszą na nie swoje frustracje.
„Prawie wszystkie toksyczne matki mówią, że kochają swoje dzieci i zwykle naprawdę tak czują.
Jednak miłość to znacznie więcej niż tylko wyrażanie uczuć słowami. To także, a może przede wszystkim, sposób reagowania na dziecko, jego zachowanie i ekspresję emocjonalną.
To, co toksyczne matki nazywają (i odczuwają) jako miłość, rzadko objawia się jako zachowanie pełne szacunku, bezpieczeństwa i akceptacji. Toksyczna matka może mieć tendencję do robienia, w imię miłości, wyjątkowo nieprzyjemnych rzeczy.
W ten sposób może oczywiście wyrządzić swoim dzieciom ogromne szkody emocjonalne. Stracone dzieciństwo, depresja, stany lękowe, ciągłe poczucie winy i wstydu oraz niska samoocena, to tylko niektóre z częstych skutków wychowania przez toksyczną matkę”.
Rodzić nie znaczy kochać. Niektóre kobiety jawnie przyznają się, że urodziły, bo musiały, lub miały jakieś swoje zaprogramowane zamierzenia. Świadczyć może o tym Historia Hani, bohaterki książki pt. „Toksyczna matka”. Książka ta została napisana przez dwóch psychoterapeutów, którzy od wielu lat przeprowadzają terapię dzieci z toksycznych rodzin. Na potrzeby publikacji tożsamość rozmówców została zmieniona. Opowiadali oni o trudnej przeszłości, do której przyczyniły się matki, powodując u swoich dzieci mocne zaburzenia. Jak pisze Hania:
„Uważam, że jedną z lepszych rzeczy, jaką mama zrobiła mnie i mojej siostrze, było to, że szybko umarła. Miała wtedy siedemdziesiąt trzy lata. Równie dobrze mogłaby żyć dwadzieścia lat dłużej i dalej nas męczyć swoją osobą.
Moja mama była lekarzem podwójnej specjalizacji. Pierwszą była neurologia. Przez wiele lat pracowała na oddziale neurochirurgii. Specjalizowała się w konsultacji guzów mózgu, w tym w opisywaniu badania EEG. Podobno była w tym świetna, bo kiedy zrobiła specjalizację z psychiatrii i została ordynatorem oddziału leczenia nerwic (który zresztą sama stworzyła), to do końca życia, raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc jeździła do kliniki neurochirurgii, by wystawiać swoją opinię pod przeprowadzonymi badaniami. Ale oddział leczenia nerwic był jej największym osiągnięciem zawodowym. Był to drugi tego typu oddział w Polsce”.
„Chodziłyśmy do dobrych szkół, niemniej mama uważała, że ja jestem tak inteligentna (bez problemu miałam w szkole same piątki), że skończę dobre studia i pojadę w świat robić karierę, a moja siostra jest głupsza i brzydsza, więc będzie się nią opiekować na starość. Zresztą tylko po to ją urodziła, co cały czas powtarzała. A wcześniej dokonała sześciu aborcji. To dobrze opisuje moją mamę. Pani doktor posiadająca wiedzę, mająca dostęp do wszelkich środków farmakologicznych, między narodzinami moimi a siostry sześć razy usunęła ciążę. Będąc w siódmej, stwierdziła, że to dziecko urodzi, bo przecież ktoś musi się nią zajmować na starość. Nie tylko to zrobiła, ale nas, dzieci, o tym poinformowała. Miałam wtedy chyba piętnaście lat, a siostra osiem. Matka całe życie wyzywała naszego ojca od impotentów, ale raz w roku w ciążę zachodziła. Nasz ojciec miał żarcik: „Waszą matkę tylko dotknąć, a już jest w ciąży”. Nie rozumiałyśmy, o co chodzi, ale kiedy matka powiedziała nam o aborcjach, to wszystko połączyło się w całość.” To jedna z wielu okrutnych sytuacji. Choć wielu pacjentów opisanych w książce opuściło rodzinne domy, to byli też tacy, którym nie wystarczyło determinacji. Wolą zatem oswoić lęk związany z doświadczanymi przykrościami wyrządzanymi przez matkę, niż stres związany ze zmianą, która mogłaby odmienić ich los. Po przeczytaniu historii Hani i wielu innych bohaterów nasuwa się wiele pytań:
Dlaczego wszystkim matkom z założenia przypisuje się bezwarunkową miłość?
Skąd przekonanie, że wszystkie matki kierują się chrześcijańskimi wartościami?
Dlaczego temat braku miłości macierzyńskiej jest wciąż traktowany jak tabu?
Można obwiniać system, a właściwie jego brak. Dzieci otrzymują wsparcie psychologiczne przeważnie wtedy, gdy rodzice zaobserwują niepokojące objawy, lub wtedy, gdy w trakcie dorastania pogubi się i samo zwróci się o poradę. Jednak do tego trzeba siły, odwagi i chęci realizacji zmiany. Kto i jak ma zauważyć te biedne podeptane istoty? Myślę, że dobrym rozwiązaniem mogło by być wprowadzenie zajęć z psychologami w szkołach. Specjaliści mieliby okazję przyjrzeć się jednostce, a następnie pomóc jej zauważyć problem.
„Toksyczne rodziny często przedstawiają światu bardzo poprawną fasadę. Na zewnątrz wyglądają normalnie, dopiero daleko za zamkniętymi drzwiami ukryte są prawdziwe problemy.
Dzieci wychowujące się z toksycznym rodzicem, nie znają innej rzeczywistości – nie mają innych rodziców do porównania. W związku z tym, długo mogą żyć w przekonaniu, że pewne zachowania są w pełni normalne, powszechne i nie należy się nimi martwić.
Toksyczni rodzice mają często narcystyczne tendencje do postrzegania siebie jako znacznie lepszych rodziców, niż są w rzeczywistości. Taką opowieść o sobie „sprzedają” swoim dzieciom.
Silnie wpływa także pewna lojalność wobec własnej rodziny. Nie chcemy przyznawać, że w naszym rodzinnym domu coś jest nie tak, dlatego trudno spojrzeć obiektywnie na tak osobistą sytuację.
Bezbronnemu, zależnemu od opiekunów dziecku, o wiele łatwiej jest czuć się winnym lub wstydzić się i uważać, że zasłużyło się na wściekłość rodzica, niż zaakceptować fakt, że to ich rodzic może robić coś źle i nie można mu ufać. Dzieci (nawet już dorosłe) chcą ufać swoim rodzicom i wierzyć, że postępują wyłącznie dla ich dobra”.
Wieloletnie przekonania rodziców o swoich racjach wypaczają młodemu człowiekowi właściwy wzorzec rodziny. Dziecko przekonane jest wówczas, że nie zasługuje na miłość, szacunek, przytulenie, wsparcie, czy pomoc. Zaczyna traktować ból jak powinność, strach jako sprzymierzeńca. Choć nie używa mocnych słów, bo nie potrafi mówić o swoich stanach emocjonalnych, ma duszę uwięzioną w ciele. „Matka, która mówi: „Mam problem z dzieckiem”, wskazuje, że winne tej sytuacji jest dziecko. A tak naprawdę powinna powiedzieć, że ma problem ze sobą w relacjach z dzieckiem lub że nie radzi sobie w relacjach z dzieckiem. Niestety, kiedy taka kobieta usłyszy od terapeuty: „Jest pani współtwórcą tego problemu”, to bardzo często terapia się kończy, zanim się zacznie. Żadna matka, która usłyszy o swoim współsprawstwie, nie będzie tym zachwycona, bo to oznacza, że trzeba zakasać rękawy i ostro zabrać się do pracy, a czasem również zakwestionować swoje dotychczasowe życie. Nie mówię, że nie istnieją matki, które potrafią wziąć sprawy w swoje ręce i domknąć skrypt rodzinny, ale trzeba mieć naprawdę wyjątkową determinację, żeby w takiej terapii wytrwać. Terapia to również spojrzenie na siebie i czasem zobaczenie kogoś zupełnie innego, niżbyśmy się spodziewali. Tu naprawdę potrzeba heroizmu.
Problem polega też na tym, że im człowiek starszy, tym trudniej jest mu pewne rzeczy w sobie zmieniać. Jego mózg jest już mniej sprawny, zachowania przez lata uległy otorbieniu i są jakby wgryzione w strukturę psychologiczną. W psychoterapii mówi się nawet, że u osób powyżej sześćdziesiątego piątego roku życia jakakolwiek terapia jest wręcz niemożliwa. Wtedy można działać tylko wsparciowo.
Rodzicom jest trudno uczestniczyć w terapii jeszcze z jednego powodu – ponieważ większość z nich uważa, że dzieci mają wobec nich do spłacenia jakiś dług, i że nawet dorosłe dzieci powinny składać rodzicom hołd za te wszystkie lata trudu, który oni ponieśli.
Matki, zarzucając niewdzięczność swojemu dziecku, często mówią mu, jak to się męczyły w ciąży, jak to nosiły je przez dziewięć miesięcy pod sercem.
„Od mojej pacjentki usłyszałem, że matka zakomunikowała jej: „Powinnaś być mi wdzięczna za to, że cię nie oddałam”. Nawet do takich zdań potrafią się niektórzy głupi dorośli posunąć! Tutaj warto zacytować znanego filozofa Jiddu Krishnamurtiego, który powiedział, że człowiek z wiekiem wcale nie staje się mądrzejszy. Bo gdyby tak było, to wszyscy starcy byliby mędrcami, autorytetami. A tak nie jest. Starcy bywają również głupcami”.
Toksyczna matka wyrządza wiele szkód. Ma nieustanną potrzebę ingerowania w życie dziecka. Jeśli zamieszkuje z nią kontroluje je gdzie wychodzi – nawet w dorosłości. Sprawdza jego wydatki i budżet. Ingeruje w wizerunek, relacje, dobór partnera, zagospodarowanie czasu wolnego, czy zrobione zakupy.
„Toksyczna relacja z matką może mieć duży wpływ na wszystkie inne relacje w życiu dorosłego już dziecka.
Jednym z przykładów jest powtarzalne wchodzenie dorosłego dziecka w podobnie toksyczne relacje z innymi ludźmi (np. związki romantyczne lub przyjacielskie).
Wpływ można też odnaleźć w relacji ze samym sobą. Może się to objawiać przez dużą zależność od innych, brak poczucia własnej tożsamości, brak własnego zdania i poglądów.
Częstym objawem jest też bardzo niska samoocena i związana z tym obawa o odrzucenie. Innym częstym objawem, jest też skrajny perfekcjonizm spowodowany ciągłym dążeniem do zasłużenia na akceptację.
Toksyczny rodzic może wpłynąć także pośrednio (przez wychowanie) lub bezpośrednio (przez agresję i nadużycia) na rozwinięcie się zaburzeń psychicznych u swojego dziecka. Takie zaburzenia to na przykład depresja, zaburzenia lękowe lub zaburzenia odżywiania.
Powtarzanie wzorców zachowań rodziców lub wręcz przeciwnie – zachowywanie się dokładnie odwrotnie to kolejne przykłady na negatywne skutki wychowania w toksycznym domu.
Niestety, negatywne relacje z własną matką mogą przełożyć się na powtarzanie tych samych zachowań w wychowaniu własnych dzieci. W innym wariancie osoba, zdająca sobie sprawę z toksyczności własnego rodzica, tak stara się nie powielać tych wzorców, że zachowuje się dokładnie przeciwnie (lecz równie niekorzystnie).
Najzdrowszy balans wymaga najwięcej wysiłku i przepracowania problemu”.
Ogromnym problemem jest również zachwianie decyzyjności u dorosłego dziecka. Toksyczna matka zawsze potrzebuje żeby jej zdanie było na pierwszym miejscu, co sprowadza się często do przejęcia władzy i stłumienia prawdziwych potrzeb córki. Jeśli córka postępuje wbrew jej woli potrafi zareagować wielką agresją, zastosować szantaż lub poczynić złośliwości, które będą miały charakter zemsty.
Wiele można by pisać o postawie narcystycznej, która jest jednym z kluczowych zagadnień niniejszej pracy, to warto się przyjrzeć innym postawom matek, które powodują toksyczne środowisko i pośrednio wykazują narcyzm.
Suzan Forward w przytaczanej już publikacji „Matki, które nie potrafią kochać” zwraca uwagę na inne cechy matek, które destrukcyjnie wpływają na dziecko:
„ MATKA ZABORCZA. Osacza córkę, zawłaszcza jej czas i uwagę, nie respektuje jej granic, stara się pozostać najważniejszą osobą w jej życiu, niezależnie od upływu czasu i coraz wyższych kosztów utrzymania takiego status quo. Zaborcza matka czerpie bowiem całą życiową satysfakcję właśnie z roli matki – zazwyczaj dlatego, że nie spełniła się w innych. … Zaborcza matka lubi nazywać córkę swoją „najlepszą przyjaciółką”, chociaż sama nie umie obdarzyć jej prawdziwą przyjaźnią, bezinteresowną i pełną empatii”.
„Matka despotyczna.” Córkę postrzega jako kogoś, kto ma się jej podporządkować, spełniać wszelkie oczekiwania i dawać poczucie mocy. Jest bardzo kategoryczna w swoich wymaganiach, nie znosi sprzeciwu i surowo karze za każdą próbę buntu. Często uzasadnia swoje metody wychowawcze głębokim przekonaniem, że zna córkę lepiej niż ona sama, a już na pewno wie lepiej, jak pokierować jej życiem. A córka ciągle strofowana, krytykowana i karcona w końcu przyswaja sobie tę krzywdzącą opinię na własny temat. Główne hasło – Jesteś całym moim życiem.
Nie ma zatem mowy o odrębności i autonomii dorastającej córki w rodzinie, w której funkcjonuje matka zaborcza. Co więcej dziecko nie ma prawa do radości z sukcesu, gdyż to matka przypisuje sobie jego zasługi. Przekierowuje uwagę, by zyskać aprobatę otoczenia. Warto się również zatrzymać nad traktowaniem córki jako przyjaciółki. Czym jest przyjaźń bez miłości? Jak może funkcjonować miłość bez przyjaźni?
„Jawna kontrola i despotyzm bywają często irracjonalne, a zawsze poniżające i szydercze wobec dziecka. Rozkazy brzmią jednoznacznie, z naciskiem na straszliwe konsekwencje nieposłuszeństwa. […]
Despotyczna matka trzyma córkę twardą ręką tak długo, jak się da – nieraz do końca swego życia – z wielce destrukcyjnymi efektami. Na podobieństwo matki zaborczej ucieka się do zachowań utrwalających twoją zależność, którą później bezwzględnie wykorzystuje. A jakby tego było mało, z upodobaniem powtarza, że „to dla twojego dobra”. Smutna prawda jest jednak taka, że twoje dobro niewiele ją obchodzi – a już na pewno mniej niż jej własna satysfakcja z przewagi i władzy nad tobą. Satysfakcji nie znajduje zwykle w innych sferach życia i w istocie rzeczy tylko despotyzm wobec ciebie wypełnia tę bolesną lukę”.
Powyższa charakterystyka kojarzy się z wojną, gdzie sprawca chce mieć przewagę i radość z pogromienia przeciwnika. Podobnie jak dziecko, tak strona pokrzywdzona nie chce bestialskich opresji. Córki wychowujące się przy despotycznych matkach często przejawiają despotyczne zachowania gdy dorosną i poczują się wolne. Oczywiście istnie również grupa kobiet, które można by postawić na drugim biegunie. One za wszelką cenę uchylą nieba swojemu dziecku.
„Matka wymagająca matkowania.” Nie potrafi zaopiekować się dziećmi, gdyż sama potrzebuje opieki z powodu niedojrzałości, niezaradności czy przytłoczenia własnymi problemami, zwłaszcza depresją i/lub uzależnieniem. Dla rzeszy niewydolnych życiowo kobiet córki są często darem niebios, kimś, na kogo można scedować bieżące obowiązki i szerzej pojętą odpowiedzialność, zarówno za siebie, jak i resztę rodziny. Na zasadzie klasycznego odwrócenia ról matki zachowujące się jak dzieci najzwyczajniej kradną dzieciństwo córkom, nie dość, że zmuszonym do przedwczesnej dorosłości, to jeszcze skazanym na osiąganie jej na własną rękę, bez niezbędnych wzorców, wsparcia i przewodnictwa.
„Matka nie nauczy córki, jak iść przez życie, jeśli sama tego nie potrafi – jeśli spędza całe dnie w łóżku, za zamkniętymi drzwiami, pogrążona we własnym świecie i obojętna na wszystko, co się dzieje dookoła, włącznie z dziećmi. Jeśli nie wstaje rano, żeby wyprawić je do szkoły, nie gotuje obiadu, nie troszczy się o najmłodszych, nie interesuje się lekcjami starszych ani nie dba nawet o własne podstawowe potrzeby. Przyczyny bywają różne – depresja, alkoholizm, inne uzależnienia, upośledzenie umysłowe czy zwykła niedojrzałość – ale efekt jest zawsze podobny: dysfunkcjonalna, nieobecna duchem matka w większym stopniu potrzebuje opieki, niż jest w stanie otoczyć nią dzieci. Dochodzi wtedy do klasycznego odwrócenia ról: córka, z reguły najstarsza, jeśli nie jedyna, staje się rodzicem, opiekunką i powiernicą – i matki, i całej rodziny.”
Córki stając się gospodyniami domu zmierzają się z niemożliwymi do wykonania zadaniami. Są zmuszane do podejmowania decyzji realizacji obowiązków domowych i szkolnych. Często osoby postronne postrzegają je jako dzielne, silne, sprytne, zaradne, nad wiek dojrzałe itd. Jednak nie ma to dla nich pozytywnych konotacji. Płacą za poświęcenie ogromną cenę. Poza tym chcąc zbawić świat wikłają się w podobne sytuacje w przyszłości. Bronią i kryją swoje matki, nie potrafią od nich odejść, bo wiedzą, że matki są od nich zależne. Może jednak to córki w tym, jak i w wielu innych przypadkach są współuzależnione od przemocy?
„Matka wyrodna, zdradziecka, brutalna.” Ta najczarniejsza kategoria z całego spektrum obejmuje kobiety pozbawione uczuć wyższych, w tym prawdziwe sadystki, psychopatki albo osoby tak bardzo zastraszone, że niezdolne do obrony własnych dzieci przed przemocą ze strony innych członków rodziny. Córki (jak i synowie) takich matek dorastają w klimacie bezpośredniego fizycznego zagrożenia, nie wspominając o emocjonalnym, a koszmarne przeżycia z dzieciństwa odciskają na nich szczególnie głębokie piętno.
„Nie chciały i nie powinny były mieć dzieci, nie cieszą się z ich istnienia, traktują je przedmiotowo, głównie jak uciążliwość i przeszkodę w życiu, nie okazują im najmniejszej serdeczności, a w skrajnych przypadkach nie chronią przed maltretowaniem – albo wręcz same maltretują.
Wyrodne matki są matkami tylko z nazwy, ale ich córki długo o tym nie wiedzą i nie chcą przyjąć do wiadomości. Zalęknione, niepewne siebie, stale spragnione uczuć, rozżalone i pełne goryczy, borykają się nie tylko z traumą dzieciństwa, ale też z tabu, o którym mówiłam wcześniej. Ze wszystkich kategorii nieszczęśliwych córek to one najbardziej potrzebują pomocy”.
Nie jest zadziwiający fakt, że wiele dzieci z przemocowych rodzin zbaczają na niewłaściwą drogę i wymagają resocjalizacji. Często ponoszą zdecydowanie większe konsekwencje niż rodzice. Liczne okaleczenia tak psychiczne, jak i fizyczne powodują zaburzenia w każdej sferze. Nie przypadkowo odnoszę się do wszystkich płaszczyzn, ponieważ rany cielesne, nieprawidłowe odżywianie również mają wpływ na rozwój psychofizyczny. Odpowiadając na pytania postawionego w tytule pracy „Dlaczego 35 letnia córka mieszka z narcystyczną matką?” można przypuszczać, że jest od niej zależna, bo miała w dzieciństwie wdrukowane przekonania, że się do niczego nie nadaje. Mocno poraniona kobieta często nie ma motywacji do zmiany. Staje się zatem osobą zależną. Ponadto z pewnością ma zaburzenia osobowości. Nie wykluczone jest również PTSD , depresja i zaburzenia lękowe.
Dlatego niezbędnym lekarzem, który trafnie zdiagnozuje problem będzie psychiatra.
Osobowość zależna
Kolejnym istotnym punktem jest omówienie osobowości zależnej. Wiele powyżej opisanych postaw matek ściśle w dzieciństwie naznacza zależność psychiczną, która nie wynika z biologicznych uwarunkowań. Traktowanie dzieci jako przedmiotu uniemożliwia im kształtowania tożsamości, rozwoju procesów poznawczych. Prowadzone określoną drogą wyznaczoną przez matkę córki nie widzą innych rozwiązań problemu. Nie dają rady samodzielnie funkcjonować.
„Osobowość zależną cechują:
▪ Poważne problemy z byciem samodzielnym i niezależnym.
▪ Przekonanie o swojej niekompetencji, nieudolności i bezradności.
▪ Przeżywanie nasilonych obaw przed odrzuceniem, brakiem akceptacji, porzuceniem i osamotnieniem.
▪ Nieśmiałość i niepewność w relacjach z innymi.
▪ Tendencja do wycofywania się z kontaktów społecznych.
▪ Nadwrażliwość na stresogenne czynniki.
▪ Unikanie sytuacji trudnych.
▪ Unikanie podejmowania samodzielnych decyzji, wycofywanie się z podjętych decyzji i działań.
▪ Przerzucanie odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji na innych.
▪ Bezwolne opieranie się na innych, „zawieszanie się na innych” w podejmowaniu nawet najmniej istotnych decyzji.
▪ Bierne podporządkowywanie się innym.
▪ Uległość wobec oczekiwań i wymagań innych.
▪ Rezygnacja ze swoich pragnień i potrzeb, egzekwowania swoich praw, w obawie przed urażeniem kogoś, konfliktem i porzuceniem.
▪ Skłonność do przywiązywania się i uzależnienia od silnych osób.
▪ Skłonność do stapiania własnej tożsamości z tożsamością innych.
▪ Rzadko mają odmienne zdanie, łatwo ulegają perswazji.
▪ Łatwowierne i niski poziom nieufności, podejrzliwości.
▪ Nieustanne wątpliwości, niezdecydowanie i wahania, paraliżują efektywność działań, a w efekcie są powodem małej dynamiki życiowej.
▪ Niski poziom zdolności do przeżywania radości, odczuwania przyjemności, spontanicznych reakcji”.
Kroki terapii
Terapia osób zależnych jest wymagająca i długotrwała. Charakteryzując pokrótce jej przebieg można wyszczególnić następujące etapy:
Diagnoza. Odbywa się po rozmowie z pacjentem na podstawie uzyskanych informacji.
Zderzenie się z prawdą. Dopuszczanie do świadomości i podświadomości przez pacjenta, że nie słyszał on prawdy o sobie. Można próbować kwestionować negatywne stwierdzenia poprzez przeciwstawne pozytywne, np. „Jesteś do niczego”, „Jestem mądrą kobietą.” Początkowo wypowiadanie zdań o dobrym ładunku emocjonalnym może wzbudzać opór. Jednak myślę, że sukcesywnie warto inspirować do zmiany przekonań. Należy pomóc pacjentowi, pacjentce w uwypukleniu jej atutów.
Dopuszczenie do głosu emocji. Co za ulga, wyrzucić to wszystko z siebie! Na tym etapie psychologowie i psychoterapeuci sugerują wydobycie najtrudniejszych emocji i skonfrontowanie się z nimi. Za narzędzie terapeutyczne może posłużyć list podzielony na 4 części:
Oto, co mi zrobiłaś.
Oto, jak czułam się z tym wtedy.
Oto, jak wpłynęło to na moje życie.
Oto, czego chcę od ciebie teraz.
Jak znaleźć mądrość w gniewie i smutku
„Jestem gotowa zmierzyć się z emocjami, które tak długo w sobie tłumiłam”.
Praca z gniewem i smutkiem, a także zdjęcie ciężaru poczucia winy i wstydu.
„Ta zmiana jest bardzo ciężka, ale jeszcze ciężej byłoby jej zaniechać.”
Córka, która podejmie trud konfrontacji ze swoimi emocjami, w końcu przekonuje się całą sobą, na najgłębszym, bez mała komórkowym poziomie, że niedole jej dzieciństwa nie były przez nią zawinione. W miarę jak przekonanie to stopniowo wypiera poczucie winy, wstyd i samooskarżenia sterujące nią od tak dawna, coraz trudniej jej akceptować pozbawione miłości postępowanie matki i własne odpowiedzi o charakterze autosabotażu.
„Na tym etapie większość moich pacjentek nie ma jednak pojęcia, co robić i jak przełożyć głębokie zmiany w ich wewnętrznym świecie na codzienne życie. Z braku właściwych wzorców w dzieciństwie i młodości córkom niekochających matek brakuje wiedzy o obowiązkach wobec samych siebie i prawach przysługujących im jako dorosłym, niezależnym kobietom. Często brakuje im też podstawowych życiowych umiejętności, takich jak obrona własnych racji, rozładowywanie w zdrowy sposób konfliktów i stresu czy narzucanie granic zachowaniom innych ludzi”.
Wyznaczanie granic
„Wasze relacje zależą od Ciebie”.
Zrozumienie sytuacji. Dopuszczenie do siebie przez pacjenta/pacjentkę, że ich obraz wygląda, lub może wyglądać zupełnie inaczej. Praca nad odbudowaniem własnego wizerunku i poczuciem własnej wartości.
Wybaczenie. To wielki krok w terapii. Dotyczy zarówno osoby, która ją odbywa, jak i osoby, która skrzywdziła. Poraniona córka dochodzi do wybaczenia sobie wszelkiego obwiniania i obarczania się zasłyszanymi stwierdzeniami, natomiast matce, bo o niej mowa w niniejszej pracy wybacza krzywdę. Oczywiście ważne jest podkreślenie, że wybaczenie jest wyłącznie aktem woli, a nie usprawiedliwieniem złego zachowania.
„Bardzo wielu ludzi nawet niewierzących w Boga, bez jakiejkolwiek wiary, w obliczu śmierci pragnie pojednania. Wiara w refleksję w ostatnich minutach życia to nie tylko kwestia religii, lecz także czystej psychologii. Tuż przed śmiercią człowiek pokornieje. Kiedy czuje, że ta chwila nadchodzi, chce zostawić po sobie porządek. Chce odejść w harmonii.
Śmierć, a właściwie jej nieuchronność, bywa doskonałym terapeutą – może pomóc nawet w ostatnich minutach życia pojednać się z rodzicami.
Znowu to dzieci mają coś robić dla rodziców. To, co teraz powiedziałeś, dla większości osób nie będzie argumentem za tym, że warto wybaczyć. Zatem inaczej: a co ja będę z tego mieć?
Życie wieczne – powiedziałby człowiek wierzący w Boga. Jeśli natomiast będziesz chciała udać się do Hadesu, czyli według mitologii greckiej do krainy umarłych – zyskasz spokój wewnętrzny i życzliwość Charona, który przewiezie cię łódką przez Styks.
A ja do tego bym dodał, że będziesz zdrowsza i szczęśliwsza, póki żyjesz.”
Bibliografia:
Opracowania:
Forward S., Frazier-Glynn D., Matki, które nie potrafią kochać. Uzdrawiający poradnik dla córek, Warszawa 2019.
Stanisławska A. I., Rutkowski R., Toksyczna matka. Jak się bronić przed jej wpływem i ustalać granice?, Warszawa 2021.
Strony internetowe:
Kocur N., Toksyczna matka – jak ją poznać i jak rozmawiać [online], (2022) Pokonaj Lęk. Psychoterapia i Rozwój, https://www.pokonajlek.pl/, [dostęp, 20.04.2023], Dostępny w: https://www.pokonajlek.pl/toksyczna-matka/
Muraszkiewicz L., Osobowość zależna – jej przyczyny, objawy, leczenie [online], (2017) Salus Pro Domo. Centrum Medyczne, https://salusprodomo.pl/, [dostęp, 20.04.2023], Dostępny w: https://salusprodomo.pl/blog/osobowosc-zalezna/